Joanna Jędrusik – „50 Twarzy Tindera”

Umówmy się, że nie będę marnować niczyjego czasu na omawianie walorów literackich tej książki. Umówmy się, bo ich nie ma. Język prosty szczególnych zabiegów stylistycznych brak, zmiany w językach jakimi posługują się poszczególni bohaterowie dostrzeżemy tylko wtedy, kiedy autorka chce unaocznić czyjeś pochodzenie, nieprzystosowanie lub pejoratywnie zabarwić cudze poglądy polityczne. Wszyscy pozostali: kobiety, mężczyźni, młodzi, starzy mówią i funkcjonują jak klony.

Książka zaliczana do biograficznych jest tak nieskończenie infantylna i naiwna, że nie mieści mi się po prostu w głowie, Iż nikt nie poddaje w w wątpliwość autentyczności tej przedziwnej opowieści. Autorka i Bohaterka za razem, po rozstaniu z mężem rozpoczyna barwną przygodę z tinderem. Początkowo szuka nowego związku, później krótkich, pełnych emocji przygodnych znajomości, a ostatecznie nie definiuje już tego, czego szuka. Akceptując to, co znalazła.

Książka nie jest ani trochę odkrywcza i zaskakująca, nawet dla kogoś, kto jak ja o tinderze tylko słyszał. Nie było w niej nic, dosłownie nic, czego bym się sięgając po nią, nie spodziewała.
Pani Joanna odkrywa swoją atrakcyjność dopiero wtedy, kiedy spotyka panów z Tindera. Czyli co? W pracy, wśród znajomych, nigdzie wcześniej, nikt jej urody nie dostrzegał? Nagle Przekonuje się, że jest inteligentna, oczytana, i zabawna. Słowem kobieta nie wiedziała jaka jest, zanim odkryła tindera. Od kiedy zaczęła go używać jest tak cudowna, że lubią ją nawet dziewczyny jej partnerów i to wszystkie, bez wyjątku. Bohaterka w tygodniu bawi się po nocach, pływa w fontannach, a zawody miłosne opłakuje całymi dniami, leżąc w łóżku i biorąc leki nasenne. A wszystko to pracując na wysokim stanowisku w korporacji. Sporo pije, objada się pizzą, stroni od jakiejkolwiek aktywności, poza seksem ale ciągle jest piękna i ponętna.

Jednak to wszystko, to jedynie drobiazgi. Tym co Najbardziej zniechęciło mnie do przeczytanej historii, jest ideologiczna podszewka wyłażąca z opowieści we wszystkich możliwych aspektach. Zdaniem autorki, wyłącznie osoby o lewicowych poglądach reprezentują wysoki poziom intelektualny, wrażliwość na sztukę, szacunek do drugiego człowieka, prawidłowe postawy społeczne, posiadają niezbędne obycie towarzyskie, mają właściwe aspiracje, umieją kulturalnie rozmawiać, zajmująco opowiadać, i należycie traktować kobiety. Przy czym sama bohaterka nie stroni od klas izmu, braku tolerancji i pogardliwego języka używanego w odniesieniu do ludzi o innych poglądach, mieszkających poza Warszawą i posiadających niższe niż ona wykształcenie. Jest to tak groteskowe i tak jednowymiarowe, że trudno mi rozstrzygnąć czy budzi we mnie większe rozbawienie, czy politowanie.

W książce znajdziemy oczywiście opisy tego jak tinder działa, jakie randki są bezpieczne i udane, a czego i kogo należy się wystrzegać. Sporo miejsca zajmują też opisy pozytywnych i negatywnych konsekwencji korzystania z aplikacji.jednak nieustannie przewijające się dygresje ideologiczne, skłaniają mnie do tezy, że autorka zamyśliła sobie by, na nośnym temacie intrygującej aplikacji randkowej spopularyzować lewicowe i feministyczne poglądy oraz postulaty. Oczywiście nie oceniam ich w żaden sposób Ale w opowieści jest tego taka mnogość, że zaryzykuję stwierdzenie, iż plan ktoś miał sprytny, tylko za bardzo go poniosło.

Ogólnie nie polecam, nawet jak na lekką z założenia literaturę, książka mnie zmęczyła, i nie zaskoczyła absolutnie niczym.