Subiektywne spojrzenie na stolicę Finlandii

Po długich dniach oczekiwania, Nocach spędzonych na zastanawianiu się jak będzie, perturbacjach z urlopem, i zdającym się nie mieć końca przeglądaniu wszystkich możliwych serwisów prognozujących pogodę. Wreszcie wyruszamy Do najprzyjemniejszego dla ucha, oka i podniebienia miasta w jakim kiedykolwiek byłam czyli do Helsinek.

Sierpień bywa w Finlandii deszczowy więc uległam Defetyzmowi yahoo i zabraliśmy oprócz typowo letniej odzieży także cieplejszą i wodoodporną. Ostatecznie skoro jechaliśmy na tak krótki czas żal było by tkwić w hotelu z powodu niepogody. Obawy te na szczęście okazały się płonne ale ich konsekwencją była piekielnie ciężka moja torba, która jest tak monstrualna, iż nazywam ją własnymi czterema kółkami. Do Balic docieramy oczywiście o wiele, wiele za wcześnie bo około 100 min. Przed odlotem. Na dworze jest 31 stopni więc w hali odlotów mamy wrażenie, przebywania na jarmarku zorganizowanym w piekarniku. Najpierw informacja a później odprawa. Tu Po niemal rocznej przerwie słyszę wreszcie fiński w wersji live a nie jak na co dzień z radia. więc się upajam rozciąganymi do niemożliwości samogłoskami, , groźnie syczącymi S-kami i twardymi jak fiński granit R-kami. Prawie pękam z radości, że to dopiero początek. Potem na górę i znów czekanie, umilam je sobie Rozmową z Piotrem i dyskretnym obserwowaniem z kim też przyjdzie nam podróżować.

Nareszcie do samolotu. Latanie finnairem zaspokaja moją synestetyczną naturę Gdyż w samolotach przeważnie dominuje mój ulubiony kolor niebieski, w trakcie lotu panuje Cisza mącona jedynie szelestem czytanych gazet ale co najprzyjemniejsze: przez cały czas unosi się delikatny zapach kawy, Oboje twierdzimy, że Finlandia dla nas pachnie głównie kawą i Przywozimy tej woni pod postacią Presidentti kahvi do domu tyle ile mieści się nam w torbach. W trakcie powitania pasażerów przez pilota zastanawiamy się czy potrzebuje on w ogóle nabierać powietrza czy może się, mówiąc bez niego obejść. Podczas lotu próbuję się uczyć Fińskiego ale moja natura śpiocha zwycięża Budzę się właściwie na moment przed podejściem do lądowania. Widzę z góry mokre Pasy oraz paskudne chmurzyska i trochę mi szkoda bo Przy nie sprzyjającej pogodzie Helsinki stają się nieco przygnębiające.

Po wyjściu z samolotu czuję dosłowny i absolutny szok termiczny. 11 stopni. idziemy po bagaże i po raz kolejny cieszy nasze uszy niezwykła cisza panująca na tak dużym lotnisku, mąci ją jedynie utyskiwanie jakiejś Polki, na drogie kanapki za które musiała zapłacić całe 6 euro. Teraz już tylko wziąć nasze torbiszcza i taksówką z Vantaa prosto do Hotelu Hellsten mieszczącego się przy museokatu 18. w między czasie deszczowe chmury odpłynęły bez powrotnie jak się później okazało i na miejscu przywitało nas słoneczko.

W hellsten parliament mieliśmy przyjemność spać po raz drugi, nie szukaliśmy odmiany bo za pierwszym razem przypadły nam do gustu przestrzenne studia i ich świetne wyposażenie, zwłaszcza jeśli chodzi o kuchnie oraz piękne podłogi z jasnego drewna. Okna naszego wychodziły na uroczy park z wielkimi starymi drzewami i polodowcowymi skałkami. Piotr co prawda trochę gdera, że net jest tam tylko z kabla ale koniec końców ja się cieszę bo udaje się go chociaż na chwilę oderwać od jego drugiej tożsamości czyli IPhone’a. Po rozejrzeniu się wstępnym rozpakowaniu i jako takim się ogarnięciu przyszła pora by ruszyć w miasto.

Pierwsze swoje kroki kierujemy do ravintola kuukuu Restauracji mieszczącej się na tej samej ulicy co nasz Hoteli. W ogóle centrum Helsinek jest pełne Restauracji, knajp, pubów cukierni, kawiarni, kawiarenek i kafeterii tak iż w letnich miesiącach niektóre miejsca wyglądają jak jeden wielki niekończący się plac gastronomiczny.

Teraz o White fish czyli jak słono smakują nieporozumienia

Przybywszy do kuukuu zapytaliśmy kelnerkę co by nam poleciła? Ta na to, że white fish jest daniem dnia i bardzo nam poleca. Doszliśmy do wniosku, że to po prostu któraś z białych ryb upewniliśmy się czy smażona i po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi czekamy spokojnie Po jakichś dwudziestu minutach nasze dania pojawiają się na stole i staje się jasne, że biała ryba została tak nazwana ponieważ jest uprażona w solnej panierce. Smak samej panierki na moment przenosi nas do Wieliczki ale W połączeniu z lekko mdławym posmakiem samej ryby i towarzyszących jej słodkawych warzyw na parze komponuje się zaskakująco dobrze. Po ugaszeniu iście smoczego pragnienia najwspanialszym sokiem żurawinowym mogliśmy opuścić gościnne progi kuukuu i kontynuować nasze szwendanie się.

Postanowiliśmy jeszcze rozejrzeć się za sklepem sieci Alepa, który kojarzyliśmy z poprzedniego pobytu. Pamiętałam, nazwę ulicy przy której się znajdował ale nie mogłam sobie przypomnieć ile przecznic dokładnie trzeba było przejść. Zapytaliśmy więc mijanej starszej pani o ulicę i jak się okazało byliśmy już prawie u celu. Ponieważ chcieliśmy ów sklep jedynie zlokalizować zaraz ruszyliśmy z powrotem Kiedy po raz drugi mijaliśmy naszą informatorkę, okazała się być niezwykle uprzejmą osobą Gdyż przypuszczając chyba, że zabłądziliśmy zatrzymała nas i podała nam zarówno nazwę ulicy na której się znajdowaliśmy jak i najbliższych przecznic. Bardzo Dziękujemy. przyda się na przyszłość.

The night of art


Plac Senacki i Katedra

Gdyby z pomocą teleportacji udało się mnie przenieść 23-ego sierpnia wieczorem na plac senacki i gdybym miała zawiązane oczy to na pytanie w której Europejskiej stolicy właśnie się znalazłam? Udzieliła bym każdej możliwej odpowiedzi z wyjątkiem tej, iż są to Helsinki. Na Senaatintori jest zwykle sporo jak na Fińskie warunki ludzi ale takich tłumów nie widziałam tam nigdy. Panował ponadto nieopisany rwetes Pod Katedrą wybrzmiewała jakaś muzyka alternatywno-organowa z towarzyszeniem melorecytacji. Niestety nie udało się nam dopchać na tyle blisko żeby dowiedzieć się co poeta miał na myśli. Posłuchać też nie było łatwo bo nie dość, że cały czas nad placem wisiał helikopter to do około istna wieża Babel. Na dochodzących do rynku ulicach odbywały się występy Raperów Bluesowych bandów grup rockowych, folkowych i country,ponadto Przedstawienia teatrów ulicznych kuglarzy sztukmistrzów a na mniejszych placach powstawały malowidła na trotuarach i odbywały się pokazy tricków rowerowych i rolkowych. Jednym słowem obłęd w ciapki. Jedyny raz zdarzyła mi się w Finlandii taka sytuacja, że ktoś mnie zatrzymał na ulicy abym coś kupiła. Jakaś dziewczyna proponowała mi kupno T-shirt-u z napisem „z helsinek na dzień urodzin” przez chwilę mnie korciło bo moje urodziny przypadały następnego dnia ale doszłam do wniosku, że taka ostentacja to nie w moim stylu.


Fontanna Havis amanda

By poczuć choć przez chwilę klimat kameralnych, cichych i bez pośpiechu żyjących Helsinek Zawitaliśmy do cafe Engel biorącej swoją nazwę od nazwiska Projektanta centralnej części miasta Carla Ludwiga Engela. Lokal ten oferuje wiele rodzajów Aromatycznych kaw, Pysznych ciast i Bajecznych deserów. Mnie do gustu przypadły zwłaszcza Ciasto z jagodami i tarta z marchewką. W trakcie delektowania się przysmakami możemy przez wielkie okna podziwiać panoramę rynku wraz z górującą nad nim przepiękną białą katedrą św. Mikołaja. Po Kawie udajemy się na powitanie Manty czyli fontanny Havis amanda, Przedstawiającej syrenę. Po drodze jeszcze Poklepujemy przyjaźnie Pluszowego łosia stojącego na potykaczu przed sklepem z pamiątkami charakteryzującym się niezwykle uprzejmą i sympatyczną obsługą. polecam. Ale nie wchodzimy, wszak nie czas jeszcze na pamiątki. Przywitanie z Mantą musiało się zakończyć jedynie na ciepłych spojrzeniach gdyż przez brzegi basenu fontanny nie wiedzieć czemu przelewała się woda i spływała na cokół. Udaliśmy się więc podziwiać wszelkie aspekty sztuki. Wędrowaliśmy Tak i podziwialiśmy je, aż zdrożeni podróżą, zupełnie już odchamieni. i oczekujący następnego dnia udaliśmy się wreszcie na zasłużony odpoczynek W miękkich łóżeczkach cichego Hellsten.

Moje najlepsze urodziny

Gdziekolwiek bym nie spędzała moich urodzin przypadających na dzień 24-ty sierpnia zawsze uświetniała je piękna pogoda. Zastanawiałam się więc czy i tym razem aura dobrze się spisze. Kiedy o poranku następnego dnia odsłoniłam story nasz pokój zalał jasny słoneczny blask, Najlepsza obietnica każdego rana. Po kąpieli dość długim rozważaniu co też na siebie włożyć i Starannym make up-ie Byłam gotowa na atrakcje dnia dzisiejszego. Piotr czekał cierpliwie i był oczywiście pierwszą osobą, która złożyła mi życzenia.

Po opuszczeniu hotelu. zrobiliśmy sobie mały spacerek po sąsiadującym z nim parku i następnie skierowaliśmy kroki do centrum. Z naszego Hellsten’a do placu senackiego idzie się spacerem jakieś 20 min. i to jest lokalizacja moim zdaniem optymalna gdyż odleglejsze są może trochę tańsze ale to co zaoszczędzimy na hotelu wydamy na nietanią komunikację i dodatkowo stracimy tak cenny przy krótkich pobytach czas. Z drugiej strony nie mieszkając w samym centrum można cieszyć się absolutną ciszą w nocy i wyspać się spokojnie w niedzielny poranek. Przez tą wspomnianą ciszę podczas pierwszych pobytów w Finlandii nie mogłam spać bo w Polsce nawet nocą do mojego domu dociera odległy ale nieustający szum nie zasypiającego nigdy miasta. Teraz jednak Fińska cisza nocna pozwala mi się świetnie wysypiać więc taka lokalizacja ma dla mnie same plusy. Panuje opinia, że Helsinki najlepiej zwiedzać i oglądać pieszo i ja z takową zgadzam się w całej rozciągłości. Można wtedy Podziwiać spójną acz nie monotonną klasycystyczną zabudowę. Kamienice są wysokie ale nie przytłaczające Po pierwsze dlatego że dominujące barwy fasad to Biel beż i kolor piaskowy. a po drugie dlatego, iż zarówno same fasady jak i okna bramy i witryny choćby nie wiem jak dużą zajmowały powierzchnię są niewiarygodnie czyste. Letnie słońce wydobywa z ich barw ich jasność i blask a zimowe, czerwonawe sunąc nisko nad horyzontem nadaje im kolor starego złota. Chodniki są szerokie i nigdy nie parkują na nich samochody. Trotuary są równe gdyby iść po nich w szpileczkach nie musiała bym się obawiać utraty obcasów lub zębów tak jak w moim mieście tyle ,że takiego obuwia Panie raczej tu nie noszą. Widząc kobietę na szpilkach można w ciemno obstawiać , iż jest to albo Rosjanka albo mieszkanka Europy wschodniej. Ulice są również szerokie więc mimo dość szczelnej zabudowy wszędzie dociera światło tak, iż nie sprawiają wrażenia ponurych nawet jesienią czy w zimie. Jeszcze jedna istotna w moim przekonaniu uwaga, nie należy się obawiać zapadających wcześnie zimową porą ciemności ponieważ miasto jest doskonale oświetlone, dzięki czemu można się po nim poruszać komfortowo i bezpiecznie. To tyle ogólników Wracając zaś do naszej przechadzki to Po drodze Natknęliśmy się na miły widok mianowicie na zorganizowane na jednym z rozległych terenów zielonych zawody sportowe Przedszkolaczków Przyglądając się im przez chwilę skonstatowałam z przyjemnością, że opiekunom udaje się zaangażować jednakowo wszystkie dzieci w zabawę i że maluchy choć traktują rywalizację bardzo serio nie przejawiają wobec siebie wrogości albo wyższości wobec przegrywających „zabawa zabawą sport sportem ale człowiek nadal człowiekiem” Super. Podobają mi się też Helsińskie place zabaw, na Które można się natknąć właściwie w każdym parku Nie chodzi mi bynajmniej o to że są jakoś szczególnie wyposażone ale o to , iż są przeważnie odgrodzone niskim płotkiem od ulicy co zapobiega wybieganiu dzieci wprost pod koła samochodów a ponad to są bardzo czyste próżno wypatrywać tam pozostawionych śmieci czy załatwiających swoje potrzeby zwierząt. W ogóle stosunek Finów do dzieci wydaje mi się godnym naśladowania Milusińskich nie traktuje się jako dodatku do dorosłych będącego jednocześnie złem koniecznym. Nie ma najmniejszych problemów z zamówieniem dziecięcego krzesełka w restauracjach czy łóżeczka w hotelach. Dorośli nie gugają do nich w jakimś niezrozumiałym dla żadnej ze stron języku tylko starają się do nich mówić w adekwatny do wieku sposób. Przede wszystkim od najmłodszych lat kładzie się ogromny nacisk na rozwój fizyczny, intelektualny i społeczny Małych Finów. Ach te dygresje To jeszcze o przystankach, Jeśli ktoś zapytałby mnie o najlepszy przykład Fińskiej milkliwości zaprowadziła bym go na przystanek, stoi tam przeważnie kilkanaście osób a każda z nich zachowuje się tak jakby nikogo poza nią tam nie było Nikt się z nikim nie wita chociaż często jeżdżą do i z pracy czy szkoły w tym samym gronie. Nikt do nikogo nie zagaduje żeby umilić sobie czas oczekiwania. Nikt nawet na nikogo nie zerka. Stoją tak cisi i pogrążeni we własnych myślach. Cudo!

Tak to opisując. konstatując i omawiając doszliśmy do kultowej cukierni Fazera. Miejsce to,, mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim miłośnikom słodyczy w najróżniejszych postaciach. Poza słodkościami można tam kupić Pieczywo i wszelkiego rodzaju kanapko podobne przekąski. Wystrój lokalu delikatnie mówiąc nie powala. Nie zasmakujemy tu kameralnego klimatu Cafe Engel. Panuje dekoracyjny minimalizm Widać że postawiono na funkcjonalność . Nieciekawy wystrój w pełni rekompensuje nam widok a potem smak oferowanych wiktuałów. Na lewo od wejścia ciągnie się wielka gablota w której prezentowane są podawane na miejscu ciasta torty desery i inne przekąski Jest ona zwykle opasana długą kolejką, obsługiwaną jednak szybko bez zbędnych przestojów. Stolików też jest wystarczająco dużo abyśmy nie musieli czekać na wolne miejsce. Zamawiamy więc nasze ulubione ciastko czekoladowe z malinami i już po chwili konstatuję, że żaden tort serwowany gdziekolwiek na świecie nie pozwoliłby mi lepiej celebrować mojego święta. Po nasyceniu kubków smakowych niewiarygodnie cudownym smakiem czekolady przenosimy się na prawą stronę cukierni. Tam powoli pośród niezliczonej ilości czekolad, od tych z nadzieniem z lapońskiej maliny moroszki po te z papryczkami chili., Pralinkowych arcydzieł smakowych, cukierków, żelków aż po tegoroczną nowość cukiereczki Angry Birds, zaczynamy kompletować zestaw, który przez długie jesienne wieczory będzie przypominał nam krótki pobyt w Suomi. Po Zaopatrzeniu się w produkty najsłynniejszego fińskiego brand-u cukierniczego udaliśmy się do Etela satama czyli portu południowego.


Widok z portu na morze

Z przyjemnością przyglądaliśmy się przypływającym do niego mniejszym i większym stateczkom tramwajom wodnym itp. Dzień był cudowny niebo użyczyło wodzie swojego błękitu a delikatny wietrzyk mącił nieco taflę i przesyłał na brzeg roztańczone refleksy słoneczne. Wszystko to okraszał krzyk wszędobylskich mew i zapach ryb z pobliskiego kauppatori. Będącego chyba najcichszym targiem świata, onieśmielonym widocznie bliskim sąsiedztwem pałacu prezydenckiego. Targ z grubsza przypomina asortymentem wszystkie podobne temu miejsca na ziemi. Prócz wszelkiego fińskiego kiczu czyli: szali i czapek w renifery w zimowych pejzażach, drewnianej biżuterii, i wielorakich wyrobów futrzarskich, Można tu nabyć dorodne warzywa i owoce, które w skutek krótkiego ale bardziej nasłonecznionego okresu wegetacji mają o wiele intensywniejszy smak niż dojrzewające w naszych szerokościach geograficznych. ponadto można spróbować smażonych na miejscu łososi, Jakichś lapońskich słodkowodnych śledziopodobnych ryb i kiełbasek z łosia czy renifera. Jeśli ktoś jest rannym ptaszkiem i skoro świt pofatyguje się na przy targowe nabrzeże ma sposobność kupić świeżo złowione ryby prosto z kutra. Dla mnie nie osiągalne. Kolejnym miejscem gdzie można się zaopatrzyć w typowo fińskie wyroby jest położona nie opodal kauppahalli gdzie sprzedawane są ichnie sery i inne przetwory mleczne, owocowe i rybne a także rodzime mięsa i wędliny.


Kamienice Helsinek

Po krótkiej przechadzce między straganami i przekonaniu się, że znaleźć tu można dokładnie to co przed rokiem. Piotr zaczyna obstawać przy kupnie mi prezentu. Po moim przypomnieniu, iż sam wyjazd zdaje się miał być prezentem mówi, że to ma być taka prezentowa Ruska Baba prezent w prezencie. Pytam go wobec powyższego co takiego chciałby mi ofiarować, A on odpowiada, że coś kobiecego, typowo Fińskiego i wystarczająco gustownego, żeby mnie zadowolić najłatwiej będzie znaleźć w firmowym sklepie Marimekko. Czym Marimekko jest nie będę tu opowiadać bo każdy w googl-u może sobie sprawdzić, dość, że mnie ta nazwa dosłownie elektryzuje. Zatem uskrzydlona tak cudowną propozycją pociągnęłam Piotra wzdłuż Pohiojs esplanadi do rzeczonego sklepu.

Esplanadi to swego rodzaju promenada składająca się z dwóch ulic rozdzielonych parkiem. Północna (Pohiois) jest zajmowana przez kawiarniane ogródki restauracje i markowe butiki. Południowa (etela) okupowana jest przez siedziby banków, firm ubezpieczeniowych i innych instytucji finansowych. Docieramy Więc po chwili do mekki Fińskiego designu, której sztandarowy wzór otwartego maku (Unikko) jest znany koneserom wzornictwa na całym świecie. Sklep zajmuje parter i piętro i można tam kupić wszystko co pozwoli nadać wyjątkowy styl nam, naszym domom i co może się okazać wyrafinowanym prezentem dla bliskich i przyjaciół. Począwszy od odzieży i konfekcji przez wyroby porcelanowe, tekstylia po wszelkiego rodzaju drobiazgi użyteczności codziennej. A wszystko to w dużej gamie kolorystycznej, Wykonane starannie z najwyższej jakości materiałów. Nie miałam w rękach nic co lepiej niż wyroby marimekko oddawało by sens określenia sztuka użytkowa. Szukając więc prezentu stwierdziłam, że musi to być coś co będę mogła z dumą nosić na wierzchu. Ponieważ letnie bluzki i sukienki były już właściwie w odwrocie. mój wybór padł na cudną, wielką torbę w maki o czarnych płatkach i szarych środkach na białym tle, Typowe kolory odzieży Helsińskiej ulicy. Bardzo rzadko można spotkać tam osoby ubrane w krzykliwe kolory lub pstrokate desenie. Mnie na szczęście w takich czerniach i szarościach do twarzy więc i w mojej garderobie te barwy przeważają zatem torebka będzie pasowała jak ulał. Cieszę się z niej nieziemsko. Po jakże udanych zakupach poświęciliśmy trochę czasu na nagranie podcastu i zwolna nadeszła pora by rozejrzeć się za miejscem na późny obiad.

Postanowiliśmy zawitać do Zetora, Kultowej podobno knajpy z traktorami w środku. poszukiwania rozpoczęliśmy od posiłkowania się nawigacją pieszą bo podczas spaceru główną ulicą Mannerheimintie nie rzucił się nam w oczy. To pomogło o tyle, że mniej więcej wiedzieliśmy gdzie szukać ale wciąż nie mogliśmy tam dotrzeć. W końcu zapytaliśmy jakichś Finek gdzie się ów zetor znajduje, Dziewczyny były tak miłe, że zaproponowały, iż podejdą z nami bo nie wiedząc gdzie dokładnie jest łatwo go przeoczyć. Po drodze Jedna z nich cały czas rozmawiała z Piotrem. Opowiedziała, że jest z Tampere i przyjechała odwiedzić koleżankę. Pytała, skąd jesteśmy a dowiedziawszy się oznajmiła, iż ma kilku polskich znajomych ze studiów. Druga Dziewczyna nie odezwała się przez cały czas ani jednym słowem. Tutaj pozwolę sobie na dygresję Dlaczego uważam Helsińczyków za Bardziej fińskich niż reszta. Kiedy Miałam styczność z Finami w Turku czy lahti za każdym razem miałam wrażenie, że kiedy tylko orientowali się, iż nie pochodzę z Finlandii,, Nienaturalnie się ożywiali. Zaczynali Konwersować, pytać skąd jestem, Co przyjechałam zobaczyć itp. Wydawało mi się, że za wszelką cenę chcą dowieść swojej otwartości oraz tego, że są kosmopolitami. Helsińczycy natomiast w kontaktach z obcokrajowcami wydają się nie przykładać wagi do tego jak zostaną odebrani.. Są oczywiście uprzejmi i pomocni ale operują wyłącznie w obszarze sfery publicznej. We wszelkiego rodzaju punktach usługowych i handlowych obsługa jest znakomita, Ale jednocześnie rozmowa dotyczy tylko przedmiotu załatwianej sprawy. Wygląda to trochę inaczej kiedy mamy styczność z tą samą osobą po raz kolejny lub gdy jesteśmy skazani na wzajemne towarzystwo przez dłuższy czas. Taka bardziej w moim odczuciu naturalna postawa jest dla mnie bezpieczniejsza, gdyż prywatnie przy pierwszym kontakcie wypadam fatalnie, A Tak nie wypadam wcale. Tak sobie Miło gwarząc doszliśmy po krótkiej chwili do wspomnianego zetora. Podziękowawszy naszym sympatycznym przewodniczkom za pomoc weszliśmy do środka. Jak szybko się tam znaleźliśmy tak szybko zwinęliśmy żagle. Doszłam mianowicie do wniosku, że to miejsce nie dla mnie od wejścia powitała nas ciemność rozświetlona ni to czerwonymi ni pomarańczowymi lampami W środku było duszno gorąco, ryczała jakaś fińska Humppa i ogólnie nie moje klimaty. Za głośno za mało światła i powietrza. Ewakuowaliśmy się więc do starej i dobrze z poprzednich pobytów znanej Manali.

Nie mogłam wyjść ze zdumienia kiedy po wejściu do świeżo odnowionej sali zostaliśmy powitani przez kelnera, który pamiętał nas z poprzednich wizyt. Zamówiony przez nas oboje mix pieczonych mięs z renifera(bardziej suche i zwarte) i dzika ( bardziej wilgotne z łatwo oddzielającymi się włóknami) Z akompaniamentem aromatycznych warzyw okazał się być doskonałą symfonią smaków. Po dopełnieniu uczty kawą udaliśmy się na chwilę do naszego hotelu by się nieco ogarnąć a następnie wyruszyć na poszukiwanie Pomnika najsłynniejszego Fińskiego kompozytora Jeana Sibeliusa.

Używając nawigacji pieszej żeby nie potrzebnie nie pytać by nie błądzić szliśmy zapoznając się z nieznanymi do tej pory zakątkami fińskiej stolicy. w końcu dotarliśmy w pobliże dość rozległego parku, w którym jak wiedzieliśmy monument ów miał się znajdować. Zapytaliśmy jeszcze Jakiejś kobiety w którą część parku powinniśmy się zagłębić? Ta podeszła z nami kawałek by dokładnie nam pokazać, Tym razem ja obsztorcowana wcześniej przez Piotra za gburowatość przeprowadziłam krótką konwersację, w wyniku której dowiedzieliśmy się między innymi, iż nasza przewodniczka Odwiedziła niedawno Kraków i zakopane i, że Kraków bardzo jej się podobał.. Udaliśmy się we wskazanym przez miłą rozmówczynię kierunku mijając po drodze uśpiony wśród drzew mały staw i po chwili staliśmy już pod pomnikiem kompozytora, którego imieniem nazwana została akademia muzyczna w Helsinkach i jeden z najbardziej rozpowszechnionych programów służących do komponowania muzyki. Pomnik jest nieco dziwaczny i w zamyśle projektantki Eili Hiltunen miał symbolizować bardziej dokonania kompozytora niż jego osobę. W skutek czego Początkowo stanowił konstrukcję z setek metalowych rur na których w wietrzne dni Wiatr miał wygrywać swoiste melodie. Jednak w konsekwencji licznych protestów mieszkańców Helsinek został ostatecznie zwieńczony popiersiem muzyka. O tym czy pomnik faktycznie gra niestety nie było nam dane się przekonać Ponieważ po pierwsze dzień nie należał do szczególnie wietrznych, a po drugie jak na złość akurat pod samym pomnikiem natknęliśmy się na jedyne spotkane w Helsinkach wrzeszczące w niebogłosy dziecko, Będące małym obywatelem W.N.P. Czekaliśmy chwilę w nadziei, że występ lada moment się zakończy ale ostatecznie z kapitulowaliśmy.

Ciesząc się z faktu, iż pod koniec sierpnia w Helsinkach widno jest właściwie niemal do 22 resztę ciepłego wieczoru spędziliśmy w knajpianym ogródku racząc się miejscowym piwem Karhu – Niedźwiedź. Gdy zrobiło się ciemno wróciliśmy do Hotelu aby ogarnąć się trochę i przygotować do sauny na którą byliśmy wpisani od 23.

Im ciemniej, tym przyjemniej, czyli marzniemy w saunie

Jedną z rzeczy na które w związku z naszym wyjazdem czekaliśmy najbardziej był pobyt w saunie. Po rozebraniu się i starannym umyciu weszliśmy do cieplutkiego pomieszczenia pachnącego drewnem i jakimś takim dymnym aromatem. Hotelowa sauna składa się jak większość jej podobnych z przedsionka gdzie zostawia się odzież i wszystko co nie powinno namoknąć ani się ogrzać. drugiego przedsionka z prysznicem i właściwej sauny w tym wypadku wyposażonej w piec elektryczny trzy ławy ułożone w schodki i co nowe małej lampki obudowanej w rodzaj drewnianego klosza dającej przytłumione bardzo nastrojowe światło. Spostrzegłszy ją doszłam do wniosku, że skoro w samej saunie pali się światło po co ma się palić w przedsionku, toteż idąc nabrać zimnej wody do szaflika wyłączyłam je. O ile do tej pory po wylaniu czerpaka wody na kamienie z czeluści pieca dobywały się kłęby pary o tyle po paru chwilach naszych uszu dolatywało ledwie dosłyszalne syczenie jak by ktoś zaledwie splunął do środka. zaczęliśmy się zastanawiać co mogło pójść nie tak, gdy nagle z pod miejsc gdzie kończą się plecy poczuliśmy autentyczny chłód. Zaczęliśmy rozważać czy przypadkiem wyłączając światło nie uruchomiłam jakiegoś chłodzenia,? To w oczywisty sposób przywiodło nas do przypuszczenia, iż gasząc światło zapewne wyłącza się całą saunę. Ponieważ snucie owych domysłów trochę czasu nam zabrało mimo iż dokładaliśmy starań i wody bardzo wygrzać już nam się nie udało. Postanowiliśmy Następnego dnia odbić sobie za dzisiejszy niefart.


Temppeliaukion Kirkko- Kościół w skale

sobotniego rana również powitani przez słoneczne promienie, Po wypiciu w jednej z kafeterii mieszczącej się niemal vis-?-vis naszego hotelu, ożywiającej umysł i ciało cudownej kawy o konsystencji gęstej śmietany. Postanowiliśmy zrobić coś dla ducha i wybraliśmy się do Temppeliaukion kirkko- kościoła wydrążonego w skale, projektu braci Timo i Tuomo Suomalainen. celem nagrania kolejnej części Podcastu i sprawdzenia czy na wieczór kroi się tam jakiś event.. Oczywiście się kroił pod postacią koncertu muzyki alternatywnej lub jak się potem okazało bardziej eksperymentalnej. Sama świątynia z zewnątrz sprawia wrażenie rozległej skały można po schodkach niemal na nią wejść. Jest nader skromna. Wewnątrz przytłacza mnie zawsze świadomość ogromu pracy jaką trzeba było wykonać aby w Tak twardej skale wydrążyć tak obszerne wnętrze. Kościół nie posiada okien w szeroko pojętym rozumieniu. Całość nakryta została ogromną kopułą zrobioną z miedzi i szkła i właśnie tędy dostaje się do jej wnętrza dość światła aby rozjaśnić ponure ściany z litej skały. Świątynia Jest z założenia luterańska ale z uwagi na jej wyjątkowy charakter odbywają się tu uroczystości organizowane przez wyznawców różnych konfesji. Styl umieszczonych w niej dewocjonaliów jest dopasowany do całości przybytku i nie razi przesadnym bogactwem. Tym co zachwyca chyba najbardziej jest niezwykła akustyka która umożliwia rozsmakowanie się w muzyce do ostatniego dźwięku, Poprzednim razem byliśmy słuchaczami koncertu organowego, który zrobił na nas ogromne wrażenie. Dzięki doskonałemu rozchodzeniu się fal dźwiękowych mogliśmy chyba po raz pierwszy docenić monumentalność tego instrumentu.

Po opuszczeniu Temppeliaukion Kirkko udaliśmy się najpierw do sklepu z pamiątkami aby nabyć tam drewniane kolczyki do mojej zwierzęcej kolekcji, tym razem wybór padł na sowy i pozytywkę grającą Fiński Hymn „maamme” ” Ziemio nasza” mającą wzbogacić nasz wspólny zbiorek. Następnie .skierowaliśmy swoje kroki do wspomnianej już Alepy w celu nabycia kawy i wędlin z renifera. Mimo, iż w Polsce Marketów wszelkiej maści unikam jak ognia z uwagi na jakość i świeżość oferowanych tam produktów, w Helsinkach właściwie nie mamy wyboru, gdyż sklepów spożywczych będących odpowiednikiem naszych z ekspedientem stojącym za ladą, należących do pani Jadzi właściwie nie ma jeśli już się trafiają to na obrzeżach i przeważnie są prowadzone przez obcokrajowców. Jedyną nie fińską siecią marketów dopuszczoną na rynek jest Lidl. Po zaopatrzeniu się w trudne do udźwignięcia ilości obłędnej kawy firmy paulig i ciemnej reniferowej szynki idziemy złożyć nasze łupy w Hotelowym pokoju a po pozbyciu się balastu zmierzamy sprawdzić Co znaczy Manala.

Słuchając wielokrotnie utworu najbardziej lubianego przeze mnie zespołu Apocalyptica „at the gates of manala” a Potem odwiedzając lokal o tej nazwie zaczęliśmy się zastanawiać czym też owa manala jest. Słownik, którym dysponujemy operuje wyłącznie 17000 przyziemnych słów. Zaś internetowy tłumaczył nam jako dolny świat. Postanowiliśmy zasięgnąć wiedzy u źródła i w trakcie składania zamówienia zapytaliśmy wspomnianego już kelnera o zagadkowe znaczenie. Ten z nie skrywaną radością oznajmił nam, że oznacza to Piekło najpiekielniejsze. w wobec powyższego po piekielnie dobrym obiedzie, postanowiliśmy korzystając z cudnej pogody Porobić trochę zdjęć dograć kawałek podcastu i ogólnie sprawdzić co też w downtown się dzieje.


Sobór Uspienski

Tym co mnie tego dnia dosłownie urzekło był Facet, Który grał na cymbałkach poloneza Chopina. Robił to tak kunsztownie, iż nie usłyszałam nawet jednego nie do końca trafionego dźwięku. jednocześnie tak nietypowe wykonanie przydało utworowi niesłychanej świeżości Oczywiście nie przyszło nam do głów aby to nagrać. Gość zebrał naprawdę gromkie brawa i były one absolutnie zasłużone. Tak sobie spacerując, fotografując i nagrywając Doszliśmy prawie do Soboru Uspienskiego mieszczącego się w dzielnicy Katajanokka. Cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej podziwialiśmy jednak z podnóża skały na której została wzniesiona, gdyż nie chciało się nam na nią wdrapywać po nie miłosiernie krzywych i powyszczerbianych schodach. Dobrze pamiętaliśmy bowiem ile samozaparcia kosztowało nas to ubiegłego roku.


My na schodach parlamentu

Po kawie i podwieczorku u Fazera zawróciliśmy by pospacerować jeszcze po parku w okolicach parlamentu i zdążyć na koncert mający się zacząć o 19:00. Rozpoczął się punktualnie i to ostatnia dobra rzecz jaką można o nim powiedzieć. Każdy kto choć trochę mnie zna może potwierdzić, że jeśli chodzi o odkrywanie nowej muzyki nie łatwo mnie zniechęcić. Nie przeszkadza mi ani mocna amplituda dźwięków ani eklektyzm stylistyczny czy gatunkowy. ale tego co przyszło nam usłyszeć w Temppeliaukion nie zdzierżyła bym nawet o sekundę dłużej niż to konieczne. Najpierw jacyś kolesie dęli w rogi puzony i inne trąbo podobne sprzęty bez choćby śladu melodii czy rytmu. wyglądało to jak swoisty popis kto ma pojemniejsze płuca.. Następnie Facet męczył gitarę Stukał w nią pukał walił pocierał i dyszał do środka. słowem robił z nią wszystko z wyjątkiem grania na jej strunach. Ostatnim co dało się wytrzymać był popis jakichś Chińskich modłów które usypiały publiczność tylko po to aby przywrócić ją ,rzeczywistości niespodziewanym uderzeniem w gong lub talerze Po tym osobliwym eksperymencie wymknęliśmy się po angielsku i po tak wstrząsających wrażeniach akustycznych chcieliśmy już tylko udać się do pubu aby jak najszybciej o nich zapomnieć.

Na koniec dnia miało jeszcze miejsce jedno dość zabawne zdarzenie. Kiedy weszliśmy o 23 do sauny zastaliśmy tam jakiegoś Azjatę, który widocznie się zasiedział. Ponieważ weszłam jako pierwsza do przebieralni, na mój widok zawołał You can continiu, wtym momencie za moimi plecami dostrzegł Piotra i dodał już mniej rezolutnym tonem ” for five minutes. Tego dnia nie zdarzyło się już nic nadającego się do opowiedzenia ;) więc gdzieś o 1 am. udaliśmy się wreszcie na spoczynek.

Żegnamy Helsinki

Niedzielny poranek przywitaliśmy wcześniej, zbudzeni widocznie podświadomie nieuchronnością zbliżającej się pory wyjazdu. Dzień przywitał nas lazurowym niebem które towarzyszyło nam niemal do samego odlotu. Był to jeden z ostatnich tego lata dni z temperaturą powyżej 20 stopni W Finlandii. jakiś czas zabrało nam spakowanie naszego bagażu, sprawdzenie czy nic nie pozostawiliśmy i doprowadzenie pokoju do tak idealnego porządku w jakim go zastaliśmy. Po pozostawieniu kart magnetycznych na stole i ostatnim spojrzeniu na widok parku., nasz pobyt w pokoju 142 stał się nie tak odległym ale jednak wspomnieniem. Ponieważ w Hellsten recepcja w soboty i niedziele jest nieczynna. Po wprowadzeniu kodu do schowka na klucz do pomieszczenia na bagaże okazało się, że klucza tam nie ma. już zaczęliśmy żartować, że jakiś Szwed znowu zabrał go ze sobą do miasta, jak to miało miejsce przed rokiem. Na szczęście po zwiezieniu toreb do hotelowej piwnicy zorientowaliśmy się iż klucz jest w posiadaniu nie kogo innego jak naszego skośnookiego znajomego z sauny. po wzajemnych zapewnieniach, że klucz będziemy niezwłocznie odnosić do schowka wydostaliśmy się z piwnicznych labiryntów na piękny słoneczny dzień.

Poszliśmy najpierw na targ Kauppatori gdzie mimo, iż na bakterie mam odporność szwedzkiego dziecka i uliczne żarcie wywołuje u mnie prawdziwe rewolucje. Głównie dlatego że wracaliśmy już właściwie do domu, zaryzykowałam posiłek składający się z pieczonych reniferowych kiełbasek. Jadłam je zdjęta grozą ale na szczęście obeszło się bez sensacji. Potem urządziliśmy sobie prawdziwe plażowanie Słonko przygrzewało małe falki chlupotały aż szkoda było, że nie mamy przy sobie nic w czym można było by się wykąpać. Wczesnym popołudniem udaliśmy się na kawę do Cafe Engel i na ostatni spacer po senaatintori. Później we wspomnianym sklepie z łosiem u bram Piotr kupił sobie zapalniczkę Zippo z panoramą placu a ja czarny szal w reniferowe szkice. Następnie w trakcie spaceru po esplanadi zahaczyliśmy jeszcze o marimekko by kupić tam puszkę do kawy, której widok miał mi poprawiać nastrój każdego rana, faktycznie tak jest. i po przesiedzeniu godzinki w nasłonecznionym pobliżu miejscówki wrotkarskiej mieszczącej się w sąsiedztwie musikkitalo i Poczty głównej,udaliśmy się na naszą ostatnią wieczerzę w Manali. Gdzie szatniarz opowiedział Piotrowi o swoim znajomym, który latem każdego roku wynajmuje sobie dom w innym zakątku Polski i spędza tam cały miesiąc. Tym razem nasz posiłek stanowił grillowany łosoś. Kiedy Kasująca nas kelnerka zapytała czy na jutro też ma zrobić rezerwację ze zbolałą miną odpowiedziałam, że niestety nie i że zawitamy do nich dopiero w lutym. Wtedy poczułam , że to już naprawdę koniec naszej przesympatycznej wycieczki.

Po trzech próbach wprowadzenia na przedziwnym panelu kodu do drzwi wejściowych naszego hotelu udało się je wreszcie sforsować i nie pozostało już nic innego jak zabrać nasze torbiszcza i pojechać na lotnisko. Żeby chociaż pogoda była brzydka wyjeżdżała bym z mniejszym żalem ale gdzie tam ciepły prawdziwie letni wieczór. W drodze jak na ironię towarzyszyło nam radio nostalgia. Odprawa na lotnisku przebiegła bardzo sprawnie i mieliśmy jeszcze chwilę aby nagrać ostatnią część podcastu.

W między czasie nad miasto napłynęły sino szare chmury. w końcu przyszła 20:05 i oderwaliśmy się od fińskiej ziemi. Są to zawsze dla mnie trudne chwile bo niby wiem, że wrócę tam jeszcze nie raz, to jednak, „Człowiek myśli, Pan buk kreśli.” i wszystko zdarzyć się może. Na samym początku zafrapował mnie fakt, że nasz samolot przez chwilę leci na północ ale dochodzimy z Piotrem do wniosku, iż pilot pewnie chce ominąć jakąś burzową chmurę. To przypuszczenie potwierdza się już przy pierwszym nurze w dół. Owe nury z początku ledwie odczuwalne stawały się z czasem coraz głębsze i częstsze. Co zaowocowało lekkim prysznicem z kawy jaki zafundowała Piotrowi stewardessa. Potem kiedy wlecieliśmy dalej nad Bałtyk było już tylko gorzej. Na Piotrze turbulencje nie robiły większego wrażenia i po kawce natychmiast zasnął. Co mnie nie zaskakuje bo przez ostatnie 15 lat nie raz miałam okazję się przekonać, że nerwy ma stalowe i nie ma na tym świecie zbyt wielu rzeczy, które by go potrafiły wytrącić z równowagi. Mnie owo huśtanie bynajmniej nie usypiało słuchanie muzyki co chwilę przerywałam bo nasłuchiwałam komunikatów o tym, że trzeba zapiąć pasy . W końcu kazali nam w nich siedzieć cały czas. Kiedy przed lądowaniem pilot żegnał się z nami przepraszając za niedogodności mówił takim tonem jak by był zmartwiony, Czemu bym się specjalnie nie dziwiła. Czekał go wszak za półtorej godziny powrotny nocny lotnie wykluczone że z podobnymi atrakcjami, a może wcale się nie martwił tylko pochodził z prowincji Hame Ludzie z stamtąd zawsze mówią jak by coś ich trapiło. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że nad Skandynawię nadciągnął bardzo aktywny burzowy front i mniej więcej w czasie naszego lotu w szwedzki samolot lecący ze Sztokholmu do Umei uderzył piorun.

Epilog

Kraków przywitał nas deszczem i chłodem, brudem w lotniskowych toaletach i trąbiącymi na siebie przed terminalem kierowcami. Po godzinie z okładem stanęliśmy u drzwi domu.

Relacja jest opisem naszego pobytu W Helsinkach i związanych z nim moich subiektywnych odczuć. Toteż Proszę się nie fatygować z ewentualnymi uwagami. Z ewentualnymi pytaniami zapraszam natomiast pod adres alicja-witek@tlen.pl. Dziękuję wszystkim, którym chciało się to czytać, Mojemu piotrowi, który rozumie, że muszę czasem odetchnąć Fińskim powietrzem i Finlandii, że jest.