Adam Jarniewski „Nie Mieszkam W Igloo – dekada życia Na Grenlandii”

Grenlandia jawi mi się jako wyspa bardzo odległa, geograficznie, kulturowo i językowo. Toteż z wielkim zainteresowaniem sięgnęłam po tą książkę. Na szczęście zaspokoiła w pełni głód wiedzy o tak egzotycznym miejscu ale także samą chęć poznania czyjejś niewątpliwie zajmującej historii..

Autor książki nigdy nie planował zamieszkać w krainie Eskimosów i lodu, zatem najlepsze w życiu wydaje się być to, czego się nie spodziewamy. Pan Adam podejmuje się pracy nauczyciela w szkole w jednej z Grenlandzkich miejscowości. praca ta wymaga od niego oczywiście otwartości i elastycznego podejścia do wszystkiego co nowe, inne i zaskakujące. z drugiej strony pomaga mu zasymilować się z mieszkańcami miasta niemal niepostrzeżenie. Ułatwia mu też wnikliwą obserwację Zwyczajów, codziennych zajęć, i nietuzinkowych pasji mieszkańców sisimiut.

Mocną stroną książki jest to, iż o wszystkim co warte przekazania,, opowiada z perspektywy człowieka doskonale zakorzenionego w lokalnej społeczności i kogoś kto blasków i cieni życia na Grenlandii doświadcza na własnej skórze. Opisuje symbiozę w jakiej poniekąd z chęci, poniekąd z konieczności funkcjonuje cała społeczność. Zwraca uwagę, że już nawet małym dzieciom kładzie się do głów jak straszne konsekwencje niesie wykluczenie z niej i osamotnienie. przywołuje, budzące ciągle gorące emocje, niełatwe i od lat nieuregulowane w niektórych aspektach, relacje z Danią. Z wnikliwością i humorem przygląda się miejscowym rytuałom związanym z wkraczaniem człowieka w kolejne etapy życia. Wykazuje autentyczne zainteresowanie wszelkimi lokalnymi tradycjami, niepisanym prawem i marzeniami oraz aspiracjami swoich uczniów.

Obraz Grenlandii kreślony piórem Jareńskiego jest optymistyczny. Obawiam się, że przy tym nie do końca prawdziwy. Autor, nie wiem czy przez oswojenie
miejsca w którym przyszło mu żyć, czy przez to, że jest przekonany, iż niewdzięcznością byłoby otwarte pisanie o bolączkach trapiących społeczność dzisiejszej Grenlandii, dość pobieżnie opisuje prawdziwą przepaść między poziomami życia, zamieszkujących wyspę Duńczyków i Grenlandczyków. Plagę alkoholizmu trawiącą społeczność tych drugich, nierzadkie występujące w niej przypadki kazirodztwa i coś co kładzie się cichym cieniem na spokojnej egzystencji wyspiarzy, mianowicie wysoki odsetek młodych Grenlandczyków popełniających samobójstwa na wszelkie możliwe sposoby, w skutek całkowitego nieprzystawania do wymagań dzisiejszej rzeczywistości. Irytuje mnie też jego obojętna postawa w obliczu okrutnych praktyk wobec psów zaprzęgowych, które zamiast być przez maszera selekcjonowane, uczone komend i trenowane, są zaprzęgane i bite w celu wymuszenia na nich posłuszeństwa.

Ogólnie książkę oceniam jako Wartą przeczytania, napisaną z pomysłem przez człowieka, potrafiącego patrzeć, słuchać i opowiadać.