W Czasach wszechobecnego kultu młodości, powiedziałabym wręcz nieśmiertelności, o starości nie mówi się wcale lub jeśli już, to czyni się to, , nie jak
o naturalnym schyłku życia, a jak o wstydliwej przywarze, która nas oczywiście nie dotyczy. Opowiadanie bez retuszu o jej cieniach i blaskach nie mieści
się zupełnie w głównym nurcie współczesnej literatury. To też Sekretny dziennik Hendrika Groena polecam jako pozycję zupełnie wyjątkową nie tylko ze względu
na „egzotyczną tematykę” Ale zwłaszcza na sposób w jaki autor opowiada o jesieni życia. Czy ni to bowiem z dystansem, humorem ale i subtelnością, nie wahając
się podjąć tak trudnych tematów jak starcza samotność czy rozważanie ewentualnej eutanazji.
Autor i narrator za razem, jest pensjonariuszem domu spokojnej starości w Amsterdamie. Irytuje go podejście personelu i ogółu społeczeństwa, polegający
na postrzeganiu ludzi starych jedynie przez pryzmat ich wieku. sfrustrowany tym, iż ludziom w jesieni życia odmawia się samostanowienia, poczucia sprawstwa
i możliwości decydowania o sobie nawet w najbłahszych kwestiach. Wraz z grupą przyjaciół postanawia udowodnić sobie i innym, że Starość nie jest jedyną
cechą, determinującą potrzeby i zapatrywania człowieka. Zaangażowanie i pogoda ducha grupy przyjaciół sprawiają, że zarówno do personelu, jak i innych
pensjonariuszy, zaczyna powoli docierać, że Starszy człowiek posiada własną wolę, światopogląd, usposobienie, a także konkretne potrzeby, gusta i indywidualną
wizję własnego szczęścia. Ogromnym atutem książki jest to, że owe przekonania, udaje się autorowi przekazać bez moralizatorskiego przynudzania. Dzięki
anegdotom, pełnym ciepła opowieściom o przyjaźni i wzruszającym wątkom uczuciowym. Bez trudu przekonuje on czytelnika o tym, że ludzie starzy, to po prostu
ludzie. Może mniej sprawni, bardziej krusi i momentami nie poradni ale w głębi duszy, pragnący czułości, bliskości i małych codziennych radości, dokładnie
tak samo, jak my, chwilowo nieśmiertelni.