I wtedy przyszedł maj…

Maj, to dla mnie świeża zieleń, bzy pod oknem i wiosenna radość. Ponieważ uwielbiam nuty lilaka w perfumach, szepnę Wam słówko o jednym z moich ulubieńców pachnących bzem.


Masaki Matsushima Matsu, to zapach spowijający nas zielenią i naturalnymi woniami kwiatów. Nie jest to jednak ani łąka, ani kwiaciarnia. To naturalny zapach ogrodu, późnym majowym wieczorem. Po króciutkim, delikatnie różanym otwarciu, rozgaszcza się na skórze symfonia zieleni, podszyta naturalną, nutą konwalii. Przy czym to bardziej zielona konwalia leśna z liśćmi i łodygami. Po chwili do głosu dochodzi lilak. On również zaskakuje swoją naturalną postacią. Nie jest to typowy uładzony, słodziakowy lilaczek, jak Lanvin, czy Drop D’Issey, ale kipiący witalnością rozkwitły właśnie krzew. Matsu, to zapach, będący właściwie samym swoim sercem. Gdyż baza dogasa jedynie cichym akordem migdała. Jednak to serce romantyczne, pełne zieleni, radości i wiosny.