Po książkę sięgnęłam z ogromnym zaciekawieniem, bo im dalej na północ, tym lektura bardziej obiecująca.
Elsa, mała Saamka, staje się mimowolnym świadkiem zabicia jej ulubionego renifera. Przerażenie i smutek wprawiają ją w stupor, dziewczynka zamyka się w sobie i nie wyjawia kogo widziała.
Przechowuje uszko maleńkiego rena, niczym delikatne memento wielkiej straty. Mijają lata, Elsa dorasta i co raz trudniej przymykać jej oczy na kolejne akty przemocy, wobec społeczności Saamów i ich zwierząt. Mimo bierności policji i braku wsparcia hodowców. Podejmuje walkę o sprawiedliwość i szacunek.
Autorka podnosi niełatwy temat stosunku Szwedów do tradycyjnych zajęć i zwyczajów saamskich. Przedstawia pogardę i zobojętnienie z jaką rdzenni mieszkańcy Laponii, mierzą się od lat szkolnych , do późnej starości. Prezentuje Saamską przeszłość i teraźniejszość, codzienność i świętowanie. Przybliża roczny cykl rytuałów, związanych z hodowlą, wypasem i znakowaniem renów.
Poza niewątpliwie oryginalnym miejscem akcji, plastycznymi opisami przyrody i empatią autorki, książka ma kilka ogromnych walorów. Czytając ją, słyszymy, jak język narracji dorasta wraz z główną bohaterką. Śledząc losy małej, saamskiej społeczności widzimy, jak różne postawy przyjmują jej członkowie, wobec przeciwności. Oraz dowiadujemy się, że bycie dyskryminowanym, bynajmniej dyskryminowania innych nie oducza.
Historia opowiedziana z wrażliwością i zaangażowaniem, zabrała mnie w pełną emocji podróż na magiczną północ.