Mężczyzna Imieniem Owe – Fredrik Backman

Przez ostatnie 15 lat Nie było dnia, którego nie czytałabym jakiejś książki. Bawiły mnie one, wzruszały i uczyły patrzeć na moje życie, innych ludzi i świat cudzymi oczyma. Jednak „Człowiek imieniem Owe” sprawił, iż przekonałam się, że są takie opowieści, które potrafią obudzić we mnie emocje jakich istnienia nigdy nie podejrzewałam, albo inaczej, nigdy nie przyznałabym nawet przed samą sobą, że we mnie drzemią czekając na przebudzenie.

To opowiedziana po mistrzowsku historia starszego człowieka, nie mogącego pogodzić się z przemijaniem. Jednak nie o starość tu chodzi.. Ona, w skutek nieutulonego po utracie żony żalu, wydaje się mu wręcz sprzymierzeńcem. Szlachetność jego na pozór zgorzkniałej duszy nie pozwala mu godzić się ze światem, w którym takie cnoty jak: uczciwość, prawość i lojalność odchodzą do lamusa, czysto słownikowych pojęć.

Owe nie jest zdolny zaakceptować zmian zachodzących w społeczeństwie, sprawiających, że można z dnia na dzień zmienić przyzwyczajenia, reprezentowane przez siebie wartości a zwłaszcza żonę. Jest człowiekiem ekscentrycznym, Swoją lojalność uzewnętrzniającym, Poprzez kupowanie samochodów wyłącznie jednej marki. prawość przez sumienne przestrzeganie przepisów, a uczciwość poprzez mówienie ludziom tego, co na prawdę o nich myśli. Ten nietuzinkowy sposób bycia Przysparza mu oczywiście wrogów pośród bezdusznych urzędników ale i dozgonnych przyjaciół pośród ludzi empatycznych, gotowych zaakceptować fakt, iż ktoś, kto Nie traktuje rzeczywistości z przymrużeniem oka i nie rozjaśnia się w uśmiechach od świtu do nocy, również może być dobrym, mądrym i wartościowym człowiekiem.

Jest to opowieść Niepowtarzalna. Przeprowadziła mnie przez wszystkie odcienie rozczulenia. Od niepohamowanego śmiechu, przez rozbawienie, tkliwość, współczucie po dławiący płacz. Najbardziej poruszającym wątkiem, jest jednak, tak rzadko opisywana obecnie pozytywnie, Miłość małżeńska. .Autor porównuje ją z zamieszkiwaniem w drugim człowieku, niczym w domu, początkowo zachwycającym nas i cieszącym swoją nowością tak, iż niemal nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że cały ten ogrom szczęścia stał się właśnie naszym udziałem. Następnie z wrażliwością właściwą wybitnemu artyście opisuje, Jak uczymy się życia w domu który z biegiem lat, obnaża swoje niedoskonałości ale przez fakt ich świadomości i akceptacji staje się jeszcze bardziej nasz. Prowadzi nas aż do chwili kiedy moment odejścia kogoś, kto zamieszkiwał nas i w kim my odnaleźliśmy przystań, staje się kresem wszelkich radości nadziei i szans. Uświadamia nam, że tego co nie zostało wypowiedziane nie sposób już wymówić. A tego co powiedziane zostało nie możemy już cofnąć. . To Miłość skandynawska od pierwszego do ostatniego uderzenia skołatanych serc. Próżno szukać w niej dźwięków serenad czy szeptów przy blasku księżyca. To opowieść o miłości wiecznej niepoddającej się najcięższym próbom. Nie wybuchającej potężnym płomieniem i przygasającej przy byle podmuchu wiatru. Uczucie, jakim darzą się przez długie lata

Sonia i Owe, To miłość świadoma raz podjętej decyzji i wiążącej się z nią odpowiedzialności za los drugiego człowieka. To miłość znaczona codzienną troską o kogoś kogo kochamy dziś, jutro i każdego kolejnego dnia. Pełna prostych, podszytych czułością gestów i wiary, że nawet bardzo różniący się od siebie ludzie, jeśli tylko są gotowi walczyć o to drugie Przeciw okrucieństwu losu, Mogą dawać sobie oparcie, zrozumienie i wierność aż po grób.

Akcja książki toczy się Na Szwedzkim osiedlu domków jednorodzinnych, zamieszkanych, zdaniem Owego przez idiotki i gamoni : nie szanujących praw, nie dbających o porządek i pozbawionych jakichkolwiek praktycznych umiejętności. Okazujących się jednak, jak przekonuje się nasz bohater Ludźmi gotowymi nieść innym bezinteresowną pomoc, odpowiedzialnymi i Potrafiącymi wspólnie walczyć również o godną starość człowieka, którego los wydaje się być przesądzony. Trudno mi przyznać jak bardzo chciałabym aby istnieli oni naprawdę, obok mnie, gdzieś w Szwecji albo po prostu gdziekolwiek. Bo są potrzebni światu i mnie. By obawa, że ich zabrakło, nie utrudniała zasypiania.