„Psi Park” – Sofi Oksanen

Na „Psi Park” Czekałam długo i z niecierpliwością. Po nieco dziwacznej, ale jednak literacko przyzwoitej normie, miałam nadzieję, zagłębić się znów w klimatyczną powieść, której autorka chce opowiedzieć o czymś istotnym i robi to po mistrzowsku, jak wcześniej w „oczyszczeniu” i w „Gdy zniknęły gołębie.”
Po odłożeniu Parku, nie mogłam po prostu uwierzyć, że napisała go ta sama osoba.


Oksanen w swojej powieści dotyka problemu legalnej w Ukrainie surogacji, oferowanej masowo parom z przeróżnych zakątków świata, mającym trudności z poczęciem potomstwa.

Główna bohaterka i narratorka za razem jest jedną z surogatek i koordynatorką procederu w jednej z pietropawłowskich firm. Wciąga w ryzykowną działalność koleżankę z dzieciństwa, Każda z nich nie potrafi jednak udźwignąć ciężaru emocjonalnego i mimo, że ich drogi czasowo się rozeszły, obie kobiety los zetknął po latach w Helsinkach, gdzie próbują nawiązać kontakt ze swoimi dziećmi, żyjącymi w Fińskiej rodzinie.

Po przeczytaniu recenzji książki spodziewałam się lektury zagnieżdżonej w ciekawych realiach, podnoszącej niejednoznaczny moralnie temat, pełnej emocji oraz dylematów.

Powieść jest słaba pod każdym możliwym względem. Autorka nawet jeśli sama podjęła trud dowiedzenia się, jak mechanizm surogacji działa, jakie luki prawne pozwalają, by proceder kwitł w najlepsze, nie zadała już sobie trudu by chociaż w zarysie przybliżyć go czytelnikowi. Gdybym dopiero co,nie przeczytała „surogatek” Jakuba Korusa, trudno byłoby mi zrozumieć i wyobrazić sobie według jakich reguł cały ten światek funkcjonuje.

Kolejnym minusem książki, są delikatnie mówiąc skąpe opisy a właściwie, niemal zupełny ich brak. Bohaterowie nie wyglądają, nie noszą się, nie charakteryzują się absolutnie niczym. Są całkowicie jednowymiarowi, pozbawieni osobowości, emocji, czegokolwiek, co pozwalałoby zaciekawić się nimi, polubić ich, albo znienawidzić.. Akcja jest niby osadzona w kilku miejscach jednak absolutną niemożliwością jest, próbować je sobie wyobrażać. To wsie bez krajobrazu, miasta bez architektury, wnętrza bez wyrazu. Czytanie strasznie męczy. Olenka gada, gada, opowiada. Dialogi z przed lat, przytacza, jakby toczyły się wczoraj. Jedni bohaterowie pojawiają się nie wiadomo po co. Inni są kompletnie nienaturalni i niewiarygodni. Autorka miejscami epatuje brutalnością, a momentami trywializuje przemoc. Przypuszczalnie, zależnie od sentymentu, lub jego braku, wobec któregoś z bohaterów. Opowieść ciągnie się i ciągnie, okraszona wątkami z potencjałem, niestety zupełnie niewykorzystanym.

Tłumaczka też jej nie uratowała. Bohaterowie, bez względu na pochodzenie, wiek, czy okoliczności, zawsze mówią takim samym językiem. Nie ma znaczenia, czy mówi młoda surogatka, jej Ukraińska babcia, zbir, czy Fiński emeryt. Rozumiem, że nie wszyscy tłumacze są tak sprawni w obu językach przekładu by dla każdej książki przygotować odrębny koncept tłumaczenia, ale nie zaszkodziło by, tchnąć indywidualnego ducha w plejadę papierowych postaci.

Czas jaki poświęciłam, na lekturę „psiego Parku”, to czas całkowicie zmarnowany. Autorka nie opowiedziała mi nic interesującego, nie poruszyła mnie, nie skłoniła do żadnej głębszej refleksji. Poza jedną. Jak można tak koncertowo zmarnować potencjał, opowieści osadzonej w tak ciekawych realiach.