Romuald Koperski „Pojedynek z Syberją”

I co z taką książką począć? Polecać czy nie? Po jej przeczytaniu mam tak mieszane uczucia, że po prostu nie jestem w stanie dać sobie jednoznacznej odpowiedzi.

Z jednej strony jest to tak zajmująca relacja z samochodowej wyprawy przez bezdroża Syberii, iż naprawdę nie sposób się od niej oderwać. Autor niezwykle plastycznie opisuje zapierającą dech Syberyjską przyrodę. Odczarowuje też powszechne przekonanie, że Rosjanie to bez wyjątku: złodzieje, a krajem rządzi mafia. Pokazuje, że są wśród nich co oczywiste ludzie: pracowici, chętni do pomocy i wrażliwi.

Doceniam trud podróży jaki podjął Koperski i jestem pod ogromnym wrażeniem jego znakomitej narracji. Samą książkę oceniam zatem pozytywnie. Gorzej rzecz ma się z samym jej autorem.

Dostrzeganie w świecie niuansów i wyjście poza obręb podziału na czarne i białe, wydaje się przerastać jego możliwości intelektualne i emocjonalne. Rosjanie to w większości piękno duchy mający zawsze dobre intencje, nawet jeśli kłamią, kradną, czy bez powodu używają przemocy. Za to Mieszkańcy Szwajcarii to debile, ponieważ nie mówią jednym własnym językiem. Natomiast Amerykanie i Kanadyjczycy to nieszczęśliwi i zagubieni oraz głupi czciciele dolara. Podejrzewam też że Koperski jest przypuszczalnie mizoginem. Dosłownie wszystkie, nieliczne na szczęście opisywane przez niego kobiety, są albo głupie, albo brzydkie, albo śmierdzące.

Najgorsze w autorze Pojedynku jest jednak przekonanie o własnej światłości, skutkujące serwowaniem czytelnikowi, wątpliwej jakości życiowych prawd o uniwersalnym zastosowaniu.
Paskudne świadectwo wystawia sam sobie, zbierając od mieszkańców jednej z biednych wiosek około 50 samowarów, które w trakcie dalszej podróży co do jednego wyrzuca gdzieś w tajdze.

Reasumując, o ile książkę mogę polecić czytelnikom ciekawym Rosyjskiej egzotyki, o tyle na samą myśl o jej autorze, czuję autentyczną odrazę.